poniedziałek, 16 marca 2015

2.

Od jakiegoś czasu Zuzka coraz gorzej się czuła. Kiedy usłyszała diagnozę lekarza zemdlała.

- Gratuluje, jest Pani w czwartym tygodniu ciąży, stąd te wymioty - szczebiotała lekarka, kompletnie nieświadoma tego że dziewczynie świat właśnie runął na głowę.


- Jakiej ciąży???? - zapytała oszołomiona kiedy doszła do siebie po omdleniu.


- Pani Zuzanno - roześmiała się lekarka, patrząc z lekką nutką rozbawienia - chyba nie muszę pani tłumaczyć skąd się biorą dzieci???


- Nie - mruknęła - dziękuję - zapłaciła i wyszła na ulice.


Szła przed siebie pozwalając łzom wypływać swobodnie. W innych okolicznościach skakała by pewnie pod sufit, ale teraz?????  W pierwszym odruchu chciała zadzwonić do Kuby, ale powstrzymała się. Była już dużą dziewczynką, nie potrzebuje Błaszczykowskiego.  Usunie tą ciążę, pozbędzie się problemu, a Kuba nigdy się nie dowie.  Nie ma potrzeby żeby wiedział. 


Szła przed siebie, nie zwracając uwagi dokąd idzie.


- Zuzka -w pewnej chwili usłyszała przed sobą jakiś głos - Zuza, czemu płaczesz???? Coś z Łukaszem??? z zamysłu wyrwał ją męski głos. Przed nią stał Robert w towarzystwie Reusa, Hummelsa i kilku innych. Rozejrzała się dookoła. Okazało się, że zawędrowała w okolice stadionu.


- cześć Robert - mruknęła - z Łukaszem bez zmian, mam po prostu słabszy dzień, ciężko bez Piszczka, zresztą sam wiesz.


Brunet położył jej rękę na ramieniu.


- Ale wiesz, że na nas zawsze możesz liczyć???


(ta, na Kubę też mogłam, aż za bardzo) 

W takich sytuacjach Borussen pokazywali, że naprawdę są jedną drużyną. Może nie wszyscy się lubili, ale mimo to wspierali się w ciężkich chwilach.


- Wiem, dzięki - uśmiechnęła się smutno


- Nie martw się, będzie dobrze.


- Dzięki - uśmiechnęła się i każde z nich poszło w swoją stronę.


tsa, kurwa będzie dobrze - mruknęła pod nosem


Zuza poza Łukaszem nie miała nikogo komu mogła by się wyżalić. Miała piętnaście lat kiedy jej rodzice i siostra zginęli w wypadku. Wychowywała się w bidulu, tam skończyła szkołę, w której uczyła mama Łukasza. Gdyby nie to, pewnie nigdy by się nie poznali, a ona nigdy nie ukończyłaby szkoły. Dla innych była tylko laską z bidula, dla niego stała się kimś wyjątkowym.


Wróciła do mieszkania. Spod łóżka wyciągnęła karton ze starymi zdjęciami. Tak dawno ich nie oglądała. Często myślami wracała do momentu kiedy pierwszy raz spotkała Łukasza. 

Była taką zbuntowaną gówniarą, pyskata, agresywną, a przy tym potwornie zagubioną i rozpaczliwie samotną.

Na jednej z wycieczek odłączyła się z koleżankami od grupy, poszły do sklepu po piwo. Koleżanki po wycieczce wróciły do ośrodka ona nie.Była pijana i zabłądziła.


Wychowawczyni, niepokojąc sie o wychowankę zadzwoniła do syna. Ten mimo iż  wrócił z treningu, wsiadł w samochód i jeździł po okolicy, szukając niesfornej uczennicy. Po dwóch godzinach udało mu się ją znaleźć. Wystraszoną, zziębniętą


- Hej, jestem Łukasz, syn Marii Piszczek, mama cię wszędzie szuka - powiedział kiedy podszedł do dziewczyny.


Znała go z widzenia, kilka razy był w szkole u matki, zresztą wśród dziewczyn krążyły plotki, że to niezłe ciacho.


- Wiem kim jesteś - podniosła przestraszone oczy.


- Dobra, to wsiadaj, wracamy - uśmiechnął się. Bił od niego taki spokój, ciepło.  Czuła się przy nim tak bezpiecznie.


Grzecznie podniosła się z ławki na której siedziała i podreptała za nim.  Nie śmiała nawet marzyć, że ten chłopak kiedyś poprosi ją o rękę.